Sobota, 12 maja 2012
Kategoria 01. All, 03. Tricross, 13. 200-300 km, 2012. Tricross, 41. Brevety
Brevet 200 km - Warszawa
Trasa :
Pierwszy brevet organizowany poza Białymstokiem. Tym razem trasa wyznaczona przez Cezarego Urzyczyna zaczyna się w Warszawie i wiedzie przez okolice Góry Kalwarii oraz Warki z małą pętlą przez Ryczywół i Magnuszew.
Prognozy pogody zapowiadały lekkie opady, co mogło mieć wpływ na frekwencję. Na starcie było tylko 9 osób a w trasę ruszyło 8. Tuż przed godziną 8:00 zaczął padać mały deszcz i zapowiadał się mokry brevet. Cóż, tak bywa.
Ruszamy całą grupą i zanim wyjechaliśmy z Warszawy byliśmy już totalnie przemoczeni. Zaraz za Warszawą czołówka zaczęła powoli odjeżdżać. Na około 10km jeden z zawodników (Maciej) "łapie" gumę i Grzegorz zostaje z pomocą. Po minięciu miejscowości Gassy dojeżdżam do Krzysztofa, z którym spotkałem się przed miesiącem w Białymstoku. Jedziemy razem aż do Słomczyna, gdzie na podstawie wskazań GPS, który pokazywał jazdę obok wyznaczonej trasy, zawracamy. Na szczęście spotykamy Grzegorza i Macieja. Krótka rozmowa i wracamy na prawidłową trasę. Przed Słomczynem mija pierwsza godzina jazdy, niestety ze względu na warunki byłem w stanie tylko sprawdzić prędkość średnią - 24.2 km/h, całkiem nieźle jak na takie warunki.
Za Słomczynem nasza stawka trochę się rozciąga, zostaję troche w tyle, chociaż po zjeździe z głównej trasy udaje mi się dogonić pozostałą trójkę. Po minięciu Góry Kalwarii odbijamy w kierunku Czerska. Grzes po drodze odjechał maciej i dalej jedziemy we trójkę, mając siebie w zasięgu wzroku. Indywidualne siku-stopy powodują, że Krzysztof zostaje w tyle a ja staram się utrzymać tempo jazdy Grzegorza. Przestało padać, ale nadal jest mokro, więc z każdym kilometrem rośnie waga wody i błota na nas. W drodze do Warki mija druga godzina jazdy, prędkość średnia podskoczyła do 25.1 km/h.
Drugi punkt kontrolny zlokalizowany był na stacji Orlen na wjeździe do Warki. Po podstęplowaniu kart, gdy już byliśmy gotowi do wyjazdu na punkcie pojawił się Krzysztof. Postanawiamy chwile poczekać i dalej jechac razem. Przejazd przez Warkę utrudniały małe roboty drogowe. Udało nam się też zgubić a następnie z pomocą kilku osób znaleźć wyjazd na Kozienice. Po wyjeździe z Warki jedziemy razem, starając się dawać lekkie zmiany. Mija też trzecia godzina jazdy, prędkość średnia spada do 24.9 km/h.
Kilka kilometrów za Warką na zmiane wyszedł Grzegorz. Prowadził dość długo i w tym czasie nasz mini peleton ponownie się rozciągnął. Ja widziałem Grzegorza około 200m przede mną, straciłem też z pola widzenia Krzysztofa, który był za mną.
Ponownie spotykamy się na kolejnym punkce kontrolno/żywieniowym, na którym czekał na nas posiłek przygotowany przez Lucynę. Kilka kanapek, ciepła zupka, herbata - tego nam było trzeba. Na punkcie postanawiam sie przebrać. Zmieniam wilgotne koszulki, przemoczonych butów i ochraniaczy nawet nie dotykam.
Wyjeżdżamy z punktu i kierujemy sie na Ryczywół, cały czas jadąc w grupie. Jednocześnie mija czwarta godzina jazdy - średnia prędkość wzrasta do 25.3 km/h.
Przed Ryczywołem zaczyna padać deszcz a po minięciu Magnuszewa zaczynamy dodatkowo wiać. Dopada mnie mały kryzys, powoli zostaję w tyle. Chyba dwa razy udało mi się dojechać do Grzegorza i Krzysztofa, ale tylko dlatego, że robili dodatkowe siku-stopy. Potem nadal zostaję w tyle widząc ich w dalszej odległości. Mija kolejna, piąta godzina jazdy, prędkość średnia (moja) spada do 25.1 km/h.
Po zamknięciu pętli pod Warką mam do Grzegorza i Krzysztofa około 1 km straty. Nistety gubię się w Warce i po dwóch małych rundkach po mieście docieram do punktu kontrolnego z około 10min opóźnieniem. Po wyjeździe z punktu nie zanotowałem przebytego dystansu i po krótkim czasie miałem problem z ocena dystansu z cue sheet. Już miałem dzwonić do Cezarego, ale udało mi się dojechać do rozjazdu z widocznymi strzałkami. Zanim tam dojechałem, w jednej z miejscowości wiatr porwał mój cue sheet. Nie chciało mi się po niego wracać, bo postanowiłem korzystać ze strzałek. Po drodze mija szósta godzina jazdy, prędkość średnia spadła do 24.1 km/h.
Jedzie mi się całkiem dobrze, chociaż coraz wolniej. Powoli zaczynam odczuwać zmęczenie i ogólne przemoczenie. Kilka kilometrów przed Górą Kalwarią mija siódma godzina jazdy, prędkość średnia spada do 23.7 km/h.
W drodze do Słomczyna wychodzi słońce, niestety jednocześnie wiatr wieje totalnie w twarz. Po zjeździe z głównej trasy wiatr daje się coraz bardziej we znaki. Mija też ósma godzina jazdy, prędkość średnia spada do 23.5 km/h.
Dojeżdżam do miejscowości Gassy, jest kilka minut po 17 a do mety zostało około 16km. Zastanawiam się, czy uda mi się dojechać przed 18:00 i zmieścić w 10 godzinach. Mija dziewiąta godzina jazdy, prędkość średnia spada do 23.3 km/h.
Dojeżdżam do skrzyżowania chyba w Powsinie, do mety pozostało 3.8km i około 15min. Nie wiem, czy sie uda, bo czeka mnie jeszcze podjazd na skarpę. Przed dojazdem do podjazdu widzę w oddali sylwetkę Krzysztofa, jestem trochę ździwiony i jednocześnie dodatkowo zmotywowany. Dojeżdżam do niego na samym początku podjazdu i po wjeździe rzucam hasło do podkręcenia, tak aby zdążyć do 18:00.
Dojeżdżamy na metę o 17:59. Udało się zmieścić w 10h.
Podsumowanie
To była trzecia 200-ka w ciągu ostatniego miesiąca, jednoczesnie najtrudniejsza ze względu na warunki. Biorąc pod uwagę brevety, to był też trzeci brevet na dystansie 200km. Pierwszy z nich w październiku 2011 ukończyłem w 11:19h, drugi przed miesiącem w 10:39, ten w 9:59. Za każdym razem krócej o 40 min i w lepszej kondycji. W przyszłym miesiącu czeka mnie 300, potem 400 i 600. To będą już wyzwania.
Pierwszy brevet organizowany poza Białymstokiem. Tym razem trasa wyznaczona przez Cezarego Urzyczyna zaczyna się w Warszawie i wiedzie przez okolice Góry Kalwarii oraz Warki z małą pętlą przez Ryczywół i Magnuszew.
Prognozy pogody zapowiadały lekkie opady, co mogło mieć wpływ na frekwencję. Na starcie było tylko 9 osób a w trasę ruszyło 8. Tuż przed godziną 8:00 zaczął padać mały deszcz i zapowiadał się mokry brevet. Cóż, tak bywa.
Ruszamy całą grupą i zanim wyjechaliśmy z Warszawy byliśmy już totalnie przemoczeni. Zaraz za Warszawą czołówka zaczęła powoli odjeżdżać. Na około 10km jeden z zawodników (Maciej) "łapie" gumę i Grzegorz zostaje z pomocą. Po minięciu miejscowości Gassy dojeżdżam do Krzysztofa, z którym spotkałem się przed miesiącem w Białymstoku. Jedziemy razem aż do Słomczyna, gdzie na podstawie wskazań GPS, który pokazywał jazdę obok wyznaczonej trasy, zawracamy. Na szczęście spotykamy Grzegorza i Macieja. Krótka rozmowa i wracamy na prawidłową trasę. Przed Słomczynem mija pierwsza godzina jazdy, niestety ze względu na warunki byłem w stanie tylko sprawdzić prędkość średnią - 24.2 km/h, całkiem nieźle jak na takie warunki.
Za Słomczynem nasza stawka trochę się rozciąga, zostaję troche w tyle, chociaż po zjeździe z głównej trasy udaje mi się dogonić pozostałą trójkę. Po minięciu Góry Kalwarii odbijamy w kierunku Czerska. Grzes po drodze odjechał maciej i dalej jedziemy we trójkę, mając siebie w zasięgu wzroku. Indywidualne siku-stopy powodują, że Krzysztof zostaje w tyle a ja staram się utrzymać tempo jazdy Grzegorza. Przestało padać, ale nadal jest mokro, więc z każdym kilometrem rośnie waga wody i błota na nas. W drodze do Warki mija druga godzina jazdy, prędkość średnia podskoczyła do 25.1 km/h.
Drugi punkt kontrolny zlokalizowany był na stacji Orlen na wjeździe do Warki. Po podstęplowaniu kart, gdy już byliśmy gotowi do wyjazdu na punkcie pojawił się Krzysztof. Postanawiamy chwile poczekać i dalej jechac razem. Przejazd przez Warkę utrudniały małe roboty drogowe. Udało nam się też zgubić a następnie z pomocą kilku osób znaleźć wyjazd na Kozienice. Po wyjeździe z Warki jedziemy razem, starając się dawać lekkie zmiany. Mija też trzecia godzina jazdy, prędkość średnia spada do 24.9 km/h.
Kilka kilometrów za Warką na zmiane wyszedł Grzegorz. Prowadził dość długo i w tym czasie nasz mini peleton ponownie się rozciągnął. Ja widziałem Grzegorza około 200m przede mną, straciłem też z pola widzenia Krzysztofa, który był za mną.
Ponownie spotykamy się na kolejnym punkce kontrolno/żywieniowym, na którym czekał na nas posiłek przygotowany przez Lucynę. Kilka kanapek, ciepła zupka, herbata - tego nam było trzeba. Na punkcie postanawiam sie przebrać. Zmieniam wilgotne koszulki, przemoczonych butów i ochraniaczy nawet nie dotykam.
Wyjeżdżamy z punktu i kierujemy sie na Ryczywół, cały czas jadąc w grupie. Jednocześnie mija czwarta godzina jazdy - średnia prędkość wzrasta do 25.3 km/h.
Przed Ryczywołem zaczyna padać deszcz a po minięciu Magnuszewa zaczynamy dodatkowo wiać. Dopada mnie mały kryzys, powoli zostaję w tyle. Chyba dwa razy udało mi się dojechać do Grzegorza i Krzysztofa, ale tylko dlatego, że robili dodatkowe siku-stopy. Potem nadal zostaję w tyle widząc ich w dalszej odległości. Mija kolejna, piąta godzina jazdy, prędkość średnia (moja) spada do 25.1 km/h.
Po zamknięciu pętli pod Warką mam do Grzegorza i Krzysztofa około 1 km straty. Nistety gubię się w Warce i po dwóch małych rundkach po mieście docieram do punktu kontrolnego z około 10min opóźnieniem. Po wyjeździe z punktu nie zanotowałem przebytego dystansu i po krótkim czasie miałem problem z ocena dystansu z cue sheet. Już miałem dzwonić do Cezarego, ale udało mi się dojechać do rozjazdu z widocznymi strzałkami. Zanim tam dojechałem, w jednej z miejscowości wiatr porwał mój cue sheet. Nie chciało mi się po niego wracać, bo postanowiłem korzystać ze strzałek. Po drodze mija szósta godzina jazdy, prędkość średnia spadła do 24.1 km/h.
Jedzie mi się całkiem dobrze, chociaż coraz wolniej. Powoli zaczynam odczuwać zmęczenie i ogólne przemoczenie. Kilka kilometrów przed Górą Kalwarią mija siódma godzina jazdy, prędkość średnia spada do 23.7 km/h.
W drodze do Słomczyna wychodzi słońce, niestety jednocześnie wiatr wieje totalnie w twarz. Po zjeździe z głównej trasy wiatr daje się coraz bardziej we znaki. Mija też ósma godzina jazdy, prędkość średnia spada do 23.5 km/h.
Dojeżdżam do miejscowości Gassy, jest kilka minut po 17 a do mety zostało około 16km. Zastanawiam się, czy uda mi się dojechać przed 18:00 i zmieścić w 10 godzinach. Mija dziewiąta godzina jazdy, prędkość średnia spada do 23.3 km/h.
Dojeżdżam do skrzyżowania chyba w Powsinie, do mety pozostało 3.8km i około 15min. Nie wiem, czy sie uda, bo czeka mnie jeszcze podjazd na skarpę. Przed dojazdem do podjazdu widzę w oddali sylwetkę Krzysztofa, jestem trochę ździwiony i jednocześnie dodatkowo zmotywowany. Dojeżdżam do niego na samym początku podjazdu i po wjeździe rzucam hasło do podkręcenia, tak aby zdążyć do 18:00.
Dojeżdżamy na metę o 17:59. Udało się zmieścić w 10h.
Podsumowanie
To była trzecia 200-ka w ciągu ostatniego miesiąca, jednoczesnie najtrudniejsza ze względu na warunki. Biorąc pod uwagę brevety, to był też trzeci brevet na dystansie 200km. Pierwszy z nich w październiku 2011 ukończyłem w 11:19h, drugi przed miesiącem w 10:39, ten w 9:59. Za każdym razem krócej o 40 min i w lepszej kondycji. W przyszłym miesiącu czeka mnie 300, potem 400 i 600. To będą już wyzwania.
- DST 215.46km
- Czas 09:15
- VAVG 23.29km/h
- VMAX 46.50km/h
- Temperatura 12.0°C
- HRmax 178 ( 97%)
- HRavg 147 ( 80%)
- Kalorie 7850kcal
- Podjazdy 439m
- Sprzęt Specialized Tricross Pro
- Aktywność Jazda na rowerze
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj